„…Tam są jelenie zwierzęta,
Kolekcjonerska pasja króla. Rozmowa z Małgorzatą Biłozór-Salwą w cyklu "Delikatnie o sztuce"
W związku z niedawnym otwarciem odnowionego Białego Domu, w ramach cyklu "Delikatnie o sztuce" zaprosiliśmy Małgorzatę Biłozór-Salwę, kuratorkę z Gabinetu Rycin Biblioteki Uniwersyteckiej w Warszawie, aby przybliżyła historię Królewskiej Kolekcji Grafiki Stanisława Augusta i opowiedziała o wyzwaniach konserwatorskich, jakie wiążą się z dziełami sztuki na papierze. Zapytaliśmy również o kulisy pracy kuratorki, jej ulubione dzieła oraz refleksje związane ze sztuką.
Joanna Szumańska: Czy ryciny z kolekcji króla stanowią wyzwanie konserwatorskie?
Małgorzata Biłozór-Salwa: Oczywiście. Pamiętajmy, że rozmawiamy o pracach, które powstały co najmniej przed 250 laty, co już samo w sobie wskazuje na to, że powinniśmy otoczyć je szczególną troską. Co jednak istotniejsze, ryciny to dzieła sztuki na papierze, a papier jest wyjątkowo delikatnym materiałem. Należy więc zadbać o to, aby ryciny i rysunki przechowywać w stabilnych warunkach i nie narażać ich na gwałtowne i zbyt duże skoki temperatury, a także wilgotności. W Gabinecie Rycin Biblioteki Uniwersyteckiej, gdzie przechowywany jest królewski zbiór, staramy się utrzymywać stałą wilgotność ok. 50 proc. oraz stosunkowo niską temperaturę ok. 20°C. W praktyce oznacza to, że nierzadko, będąc w pracy, potwornie marzniemy, ale czego się nie robi dla sztuki? Wszystkie rysunki i ryciny na co dzień leżą w komodach. Staramy się nie wyciągać ich bez potrzeby, ponieważ papier należy chronić także przed szkodliwym działaniem światła. Dlatego właśnie, kiedy na wystawach czasowych pojawiają się rysunki lub ryciny, światło jest przyciemnione tak, aby nie przekraczało 50 luksów.
Kolekcja królewska stanowi wyzwanie z jeszcze jednego powodu. W zbiorach luźne ryciny i rysunki umieszcza się w bezkwasowych passe-partout. Tak też jest z większością obiektów w naszym zbiorze. Wyjątek stanowi kolekcja monarchy. Gabinet Rycin był kolekcjonerską chlubą króla i przedmiotem jego osobistego zainteresowania. Nie dziwi więc fakt, że sposób przechowywania rycin miał iście królewską oprawę. Odbitki graficzne, które trafiły do zbioru Stanisława Augusta, były porządkowane tematycznie. Zgodnie z tym układem królewscy introligatorzy naklejali ryciny na wspólne karty. Wokół każdej odbitki naklejano specjalnie do tego celu rytowane ramki, malowano zieloną, akwarelową obwódkę, a następnie karty układano w ozdobnych drewnianych tekach imitujących kosztowne, duże księgi. Ponieważ mimo zawieruchy wojennej do dziś przetrwało 67 oryginalnych tek, staramy się zachować ich pierwotny kształt i charakter. Jednocześnie, właśnie ze względów konserwatorskich, teki nie stoją jak niegdyś w szafach, ale leżą w gabinetowych komodach.
JS: Jakimi technikami były tworzone te prace? Na czym owe techniki polegały?
MBS: Ponieważ grafika jako odrębna dziedzina twórczości i wypowiedzi artystycznej w Europie rozwija się prężnie od XVI, a nawet od XV wieku, obecnie istnieje bardzo wiele technik graficznych. Powiem o dwóch należących do tzw. podstawowych technik warsztatowych, a więc o akwaforcie i miedziorycie. Wybrałam je, ponieważ zdecydowana większość rycin zdobiących ściany Białego Domu to akwaforty wykańczane rylcem. Techniki mieszane, a więc - jak w tym przypadku - łączące akwafortę i miedzioryt, w wieku XVIII cieszyły się olbrzymią popularnością. Zanim powstała rycina, rysownik wykonywał rysunek przygotowawczy. W przypadku serii rytowanych ilustracji do Metamorfoz Owidiusza, do współpracy zaproszono najlepszych francuskich rysowników, takich jak Charles-Joseph-Dominique Eisen czy François Boucher, który mieli olbrzymie doświadczenie we współpracy z rytownikami. Owo doświadczenie było istotne, ponieważ autor rysunku musiał pamiętać o tym, że kompozycja na odbitce będzie widoczna w odwróceniu. Gdy więc rytownik otrzymywał gotowy rysunek, mógł przystąpić do pracy. Zarówno w przypadku miedziorytu, jak i akwaforty, rytownik potrzebował wypolerowanej miedzianej płyty odpowiedniej wielkości.
Miedziorytnik pracował bezpośrednio w płycie, żłobiąc rysunek przy pomocy odpowiednich rylców. Aby wykonać linię, rytownik musiał zranić płytę, prowadząc dłuto pod pewnym kątem i zwiększając nacisk. Z tego też powodu zakończenia kresek w miedziorycie są ostre. Podstawą kompozycji w miedziorycie jest linia, zatem żeby uzyskać np. modelunek światłocieniowy, rytownik musiał odpowiednio zagęszczać rytowanie kreski. Bardzo często aby uzyskać ciemne partie, tworzono gęstą siatkę linii zwaną szrafowaniem.
Podobnie było w przypadku akwaforty, choć ta technika pozwalała na większą swobodę gestu rysunkowego. Akwaforcista swoją pracę rozpoczynał od wypolerowania i odtłuszczenia płyty, a następnie szczelnego pokrycia jej warstwą werniksu*. Następnie przy użyciu specjalnych stalowych igieł wykonywał rysunek, wzorując się na dostarczonym wzorze kompozycyjnym. Przy każdym pociągnięciu igłą rytownik odsłaniał miedzianą płytę na wzór rysownika, który na kartce papieru zostawia ślad grafitem lub piórem. Warto dodać, że w odróżnieniu od miedziorytu, w którym linie charakteryzowała pewna sztywność, w akwaforcie można było uzyskać efekt swobodnego, bezpośredniego rysunku. Następnie metalową płytę umieszczano w roztworze kwasu, dzięki czemu w miejscach, w których z płyty usunięto werniks, wytrawiał się w metalu wgłębny rysunek. Po usunięciu resztek werniksu i oczyszczeniu płyta była gotowa.
W obu przypadkach - akwaforty i miedziorytu - w efekcie działań rytowników powstawały matryce, na które drukarz nakładał farbę tak, aby znalazła się ona jedynie w owych wytrawionych lub wyrytych wgłębieniach. Po usunięciu nadmiaru farby, przy pomocy prasy drukarskiej wykonywano odbitkę - gotowe dzieło graficzne. W przypadku technik wgłębnych wykorzystywano prasę o bardzo dużym nacisku, co pozostawiało wokół odbitki charakterystyczny odcisk matrycy.
Na początku wspomniałam, że ryciny z Białego Domu wykonano w technikach łączonych. Oznacza to, że większość z tych prac to akwaforty, których płyty, po usunięciu werniksu, opracowano jeszcze bezpośrednio przy pomocy miedziorytniczego rylca. Dzięki połączeniu obu technik ich autorom udało się stworzyć kompozycje niezwykle eleganckie, a zarazem urzekające lekkością i swobodą kreski.
Kamil Frejlich: Czy ma Pani jakąś ulubioną rycinę inspirowaną Metamorfozami, a jeśli tak - dlaczego tę?
MBS: Odpowiedź na tego typu pytanie zawsze jest bardzo trudna! W moim przypadku takich prac jest bardzo wiele. Metamorfozy Owidiusza są kopalnią niezwykle nośnych tematów. Przez wieki artyści stworzyli olbrzymią liczbę mocnych w wyrazie, poruszających i pięknych rycin. Choć mam przed oczami kilka przejmujących kompozycji, trochę na przekór powiem tylko o jednej pracy z Białego Domu. Urzekła mnie ona wyjątkowo, jednak nie ze względu na sposób ukazania tematu, kunszt czy wyraz artystyczny. Zwróciła moją uwagę, ponieważ stała się bezpośrednią inspiracją dla współczesnego wybitnego poety. W 2017 r. Jarosław Mikołajewski wraz z Marcinem Bruchnalskim stworzyli niezwykle ciepłą książkę dla dzieci i młodzieży zatytułowaną Dziewczyny z ryciny. Opowiada ona o międzynarodowej grupie detektywistycznej, a bezpośrednią inspiracją do jej napisania stała się praca Jeana Massarda według rysunku Charles’a Monneta z 1766 r. Grobowiec Faetona. Książka Mikołajewskiego dowodzi, że zarówno Owidiusz, jak i nawiązujące do jego pracy dzieła artystyczne, nieprzerwanie inspirują twórców także dziś. Co więcej, młodzi czytelnicy poznają opowieść spoza szkolnego kanonu. W moim odczuciu ta książka to pyszna zabawa nie tylko dla wielbicieli grafiki.
KF: Co, poza kolekcją grafik Stanisława Augusta, znajduje się w zbiorach Gabinetu Rycin BUW?
MBS: Sfinalizowany w 1818 r. zakup dla Uniwersytetu kolekcji królewskiej był możliwy dzięki staraniom ówczesnego ministra kierującego Komisją Wyznań i Oświecenia Publicznego - Stanisława Kostki Potockiego. Ów wybitny kolekcjoner i znawca sztuki w tym samym czasie przekazał powołanemu do życia Gabinetowi Rycin Biblioteki Królewskiego Uniwersytetu Warszawskiego część swojej własnej kolekcji grafiki i rysunku. A był to zbiór o niebagatelnej wartości artystycznej. Tym samym u podstaw dzisiejszego Gabinetu leżą dwie ważne kolekcje - królewska i magnacka. Z czasem zbiory powiększyły się o kolejne dary i zakupy, których nie sposób wymienić w dwóch słowach. Na szczególną uwagę zasługuje z pewnością kolekcja rysunków artystycznych Warszawskiego Towarzystwa Przyjaciół Nauk. Została ona przyłączona do Gabinetu w czasie, gdy oba skonfiskowane w ramach represji po upadku powstania listopadowego zbiory znajdowały się w Petersburgu. Sądzę, że miłośników grafiki nowoczesnej, tak polskiej, jak i europejskiej, zainteresować może znakomita kolekcja Henryka Grohmana, która trafiła do Gabinetu Rycin dzięki ostatniej woli łódzkiego kolekcjonera. Ponadto unikatem na skalę europejską jest tzw. Archiwum Tylmana, czyli prywatne archiwum rysunków własnych i warsztatowych Tylmana z Gameren - wybitnego architekta epoki baroku w Polsce. A wspomniałam zaledwie o kilku zespołach…
KF: Jak wyglądały losy królewskiej kolekcji w BUW?
MBS: O tym, jak królewska kolekcja znalazła się na Uniwersytecie, już wspomniałam. Warto jeszcze zaznaczyć, że ów zakup dla publicznej instytucji uchronił zbiór przed rozproszeniem i sprzedażą za granicę. Była to realna groźba, ponieważ królewscy spadkobiercy kilkukrotnie podejmowali próby spieniężenia owego spadku. Jednak sposób, w jaki kolekcja królewska trafiła na Uniwersytet, jest niczym w porównaniu z jej późniejszymi, niezwykle dramatycznymi losami. Historia Gabinetu Rycin to gotowy materiał na barwną powieść lub pełen nagłych zwrotów akcji film sensacyjny. Początkowy okres prężnego kształtowania się i szybkiego rozwoju zbioru przerwał wybuch powstania listopadowego. Po jego upadku Gabinet Rycin podzielił los całej Biblioteki Publicznej i licznych zbiorów krajowych. Został skonfiskowany i wywieziony do Rosji, gdzie pozostawał przez 91 lat. Po odzyskaniu niepodległości rozpoczął się żmudny, mozolny i dość burzliwy proces rewindykacji zagrabionych dzieł sztuki. W efekcie zbiory wróciły do Warszawy w 1923 r. Jednak ponownie wybuch II wojny światowej przerwał okres działalności i rozwoju Gabinetu Rycin. Zbiór, który w 1939 r. liczył 100 000 obiektów, w czasie działań wojennych utracił ok. 60 proc. obiektów, całą bibliotekę podręczną, archiwum fotograficzne i katalogi. Straty były spowodowane zarówno wyselekcjonowaną konfiskatą, celowym, metodycznym paleniem, jak i grabieżą oraz zniszczeniami typowymi dla zawieruchy wojennej. Do dziś znajdujemy ślady tamtych wydarzeń w postaci pliku kart z rycinami z królewskiej teki z dziurą po bagnecie czy odcisków żołnierskich butów. W wojennej historii Gabinetu nie brak i prawdziwych bohaterek i bohaterów z prof. Stanisławą Sawicką na czele, którym z pewnością należy się więcej uwagi niż ta krótka wzmianka.
Wracając jednak do zbioru, muszę podkreślić, że mimo tak dotkliwych strat, dziś nadal możemy naszym czytelnikom udostępniać prace najwybitniejszych rysowników i rytowników Europy. W końcu w tej kategorii mieszczą się Andrea Mantegna, Albrecht Dürer, Rembrandt van Rijn, Pieter Paul Rubens, Edward Munch, Władysław Skoczylas i… wielu innych.
Dziękujemy za rozmowę.
* werniks - mieszanina rozpuszczonego wosku pszczelego, mastyksu, kalafonii i asfaltu syryjskiego, może zawierać również łój barani.
Dr Małgorzata Biłozór-Salwa - historyk sztuki, absolwentka Uniwersytetu Warszawskiego, kuratorka rysunku artystycznego XVI-XVIII w. w Gabinecie Rycin Biblioteki Uniwersyteckiej w Warszawie. Odbyła staże w zbiorach graficznych m.in. Luwru, British Museum i Biblioteki Watykańskiej. Prowadzi badania nad nowożytnym rysunkiem i grafiką europejską. Jest autorką opracowań z zakresu ikonografii muzycznej i oprawy widowisk parateatralnych.
"Delikatnie o sztuce" to cykl rozmów zorientowanych na szeroko pojętą estetykę, w których starannie dobrani goście przybliżają warsztat swojej pracy i dzielą się refleksjami o kulturze.
Polecamy również: