Konieczność współpracy. O sojuszu polsko-francuskim

Stulecie odzyskania przez Polskę niepodległości zwróciło uwagę nie tylko na wydarzenia z listopada 1918 r. Nie sposób przy tej okazji pominąć często dramatycznych wypadków z pierwszych lat istnienia odrodzonego państwa, takich jak wojna polsko-bolszewicka czy powstania śląskie. Odpieranie zagrożeń militarnych, budowanie pozycji kraju i ustalanie jego granic nie mogło, oczywiście, odbywać się bez poparcia na arenie międzynarodowej.

Szczególną rolę odegrała w tym zakresie współpraca z Francją, której poświęcona jest wydana niedawno dwujęzyczna książka Jana-Romana Potockiego, Frédérica Gueltona i Małgorzaty Grąbczewskiej "Frères d’armes. Le soutien militaire de la France à la Pologne / Braterstwo broni. Wsparcie wojskowe Francji dla Polski. 1917-1924" (tłum. Jolanta Śmigiel, Małgorzata Grąbczewska, Aldona Cholewianka-Kruszyńska, Warszawa: Jan-Roman Potocki, Muzeum Łazienki Królewskie 2020). Na kilka pytań dotyczących tytułowej problematyki odpowiedział współautor i współwydawca pracy, Jan-Roman Potocki.

Kamil Frejlich: Proponuję zacząć naszą rozmowę od sprawy najbardziej podstawowej. Czy we francuskich kręgach wojskowych i politycznych istniał konsensus co do konieczności wsparcia militarnego Polski i utrzymywania sojuszu z nią?

Jan-Roman Potocki: Jak podkreślamy w książce, Francja nie zamierzała wesprzeć sformułowanego przez Piłsudskiego planu wojny prewencyjnej na wschodzie w 1920 r. Owszem, premier Alexandre Millerand był zdecydowanie antybolszewicki, tak samo wojsko, które obawiało się nie tylko ekspansji terytorialnej Rosji bolszewickiej, lecz także niebezpiecznych wpływów wśród francuskich rekrutów. Należy jednak pamiętać, że wszystkie zachodnie mocarstwa, w tym Francja, chciały jednocześnie zachować terytorialną integralność Rosji, mając nadzieję na wewnętrzną stabilizację polityczną oraz na wznowienie stosunków handlowych, przerwanych przez rewolucję. Dla Francji szczególne znaczenie miała spłata ogromnego długu rządu carskiego. Tak więc relacja z Rosją była ambiwalentna i raczej oparta na wyczekiwaniu dalszego rozwoju sytuacji. Front od Dyneburga na północy aż do Dniestru na południu, ustabilizowany we wrześniu 1919 r. przy pomocy Armii Hallera, był wtedy dla Francuzów w pełni wystarczający.

Dla Francji wsparcie Polski było przede wszystkim narzędziem do okrążenia Niemiec ze wschodu. Jest to szczególnie widoczne w sprawie Górnego Śląska, gdzie Francuzi walczyli o interes Polski jakby był ich własnym, ponieważ cele strategiczne obu państw się w pełni pokrywały.

Czołg Renault FT-17 i żołnierze francuscy patrolujący ulice Katowic w dniu plebiscytu, 20 marca 1921 r. (ze zbiorów Bibliothèque nationale de France)

Sojusz, podpisany w 1921 r., był według nas przedwczesny z punktu widzenia zarówno Quai d’Orsay [1], jak i francuskiego Sztabu Generalnego, ponieważ Polska nie była jeszcze uznawana za solidnego partnera wojskowego ani za państwo z obowiązującą konstytucją oraz z ostatecznie wyznaczonymi granicami. Należy jednak brać pod uwagę zmieniony kontekst polityczny, ponieważ w październiku 1920 r. siły Białych Rosjan na Krymie zostały ostatecznie pokonane przez bolszewików, a Paryż zorientował się, że jego plany wobec Rosji post-carskiej były chybione. Polska pozostawała więc jedyną możliwą alternatywą jako sojusznik flankowy.

Sojusz został jednak, w wyniku interwencji premiera i ministra spraw zagranicznych Aristide’a Brianda (zwolennika raczej ścisłej współpracy z Anglią), uzależniony od podpisania dodatkowych porozumień handlowych. Nabrał on pełnego potencjału dopiero wtedy, gdy Francja obawiała się zbliżenia sowiecko-niemieckiego po podpisaniu traktatu między obu państwami w Rapallo w 1922 r.

Pojawia się więc tutaj sedno różnicy poglądów między Polską a Francją: dla Francji, wykrwawionej przez I wojnę światową, głównym zagrożeniem pozostawały Niemcy, natomiast dla Polski, a szczególnie Piłsudskiego, wrogiem numer jeden była Rosja, biała lub czerwona. Można powiedzieć, że do dziś odmienne doświadczenia historyczne Francji i Polski kierują w dużej mierze myślą strategiczną obu państw.

A jak na kwestię współpracy z Francją zapatrywali się polscy decydenci?

Francja była od 1919 r. jedynym mocarstwem, które pomagało Polsce w walkach o niepodległość. Należy podkreślić ten bardzo ważny punkt. Bez pomocy Francji szanse odradzającej się od 1918 r. Polski byłyby nikłe. Stany Zjednoczone Wilsona, ogólnie przychylne Polsce, szybko wycofały się ze spraw europejskich, w tym polskich, nie ratyfikując traktatu wersalskiego podpisanego 28 czerwca 1919 r. Znaczna pomoc humanitarna i techniczna (np. w uruchomieniu i reorganizacji ruchu kolejowego), jakiej udzielono Polsce zza oceanu w pierwszej połowie 1919 r., stała się od 1 lipca tego roku wyłącznie inicjatywą prywatną, koordynowaną przez Amerykański Wydział Ratunkowy Herberta Hoovera. Wielka Brytania uważała Polskę za problem w swoich relacjach z Niemcami i Rosją. Polscy decydenci nie mieli więc alternatywy. Poza tym należy podkreślić istniejące silne więzi łączące się z polską emigracją polityczną we Francji z XIX wieku i pamięcią, ciągle żywą, o Legionach Polskich w armii Napoleona.

Oficerowie polscy i francuscy podczas inspekcji umocnień nad Wisłą w Warszawie, koło Mostu Poniatowskiego, ok. 10 sierpnia 1920 r. (ze zbiorów Narodowego Archiwum Cyfrowego)

Piłsudski nie zamierzał jednak zgadzać się na ingerencję Francuskiej Misji Wojskowej w sprawy Polski i zręcznie manewrował, aby wszelkie wsparcie materialne udzielane Polsce służyło do wykonania celów ustalonych przez niego. Generał Paul Henrys, pierwszy dowódca FMW, się do tego przyczynił, za co go krytykowano w Paryżu. Wsparcie polityczne i wojskowe Francji dla Polski odgrywało również ważną rolę w wewnętrznej, osobistej i partyjnej rywalizacji z Piłsudskim i jego zwolennikami. Było to widoczne po wygranej bitwie warszawskiej, kiedy próbowano wykorzystać rolę Francuzów do celów propagandowych. Marszałek Foch wspominał o tym w swoich pogawędkach z Wojciechem Kossakiem, gdy ten przyjechał do Bretanii, aby namalować jego portret. Kossak pisał o Fochu: "Narodowej Demokracji polskiej nie lubi, bo jej ma za złe, że dla polityki przyznaje sobie wyłącznie sympatie frankofilskie".

Uroczystość wręczenia marsz. Ferdinandowi Fochowi portretu pędzla Wojciecha Kossaka (ze zbiorów Bibliothèque nationale de France)

Francuskim oficerem najbardziej kojarzonym ze wsparciem sojuszniczym w dobie wojny z bolszewikami jest generał Maxime Weygand. Piszą Państwo, że "ostateczne zwycięstwo [w bitwie warszawskiej] jawi się jako synergia koncepcji Piłsudskiego, Rozwadowskiego i Weyganda" (s. 220). Jednocześnie sam generał w wywiadzie dla "Kuriera Warszawskiego" z 22 sierpnia 1920 r. skromnie oceniał swoje znaczenie, podkreślając, że "bohaterski naród polski sam się uratował" i jednocześnie twierdząc: "moja rola, jak też rola oficerów z misji francuskiej, ograniczyła się do wypełnienia kilku braków w szczegółach wykonania" (s. 231). Na czym konkretnie polegały zasługi Weyganda? Czy jego wypowiedź prasową można uznać jedynie za ukłon w stronę polskiej opinii publicznej?

Generał Weygand był człowiekiem dyskretnym, długo żyjącym w cieniu swojego szefa i przyjaciela, marszałka Focha. Był również człowiekiem znającym i ceniącym Polskę. Jego teściowa, Jadwiga Ciechanowiecka, była Polką. Cytowana wypowiedź dla "Kuriera Warszawskiego" była szczera, ale również motywowana chęcią położenia kresu wykorzystywaniu jego roli w zwycięstwie na polu bitwy do celów politycznych, szczególnie w Polsce. Nasza ocena roli generała podczas decydującej bitwy oparta jest na analizie materiałów źródłowych, przede wszystkim archiwum Instytutu Piłsudskiego w Nowym Jorku oraz codziennej korespondencji Weyganda z marszałkiem Fochem. Jeśli odważny plan Piłsudskiego i Rozwadowskiego kontrataku znad Wieprza zaskoczył bolszewików wkroczeniem na ich tyły, to gros walki stoczono jednak na północ od Warszawy. Wzmocnienie linii obrony Warszawy, dzięki której Polacy odparli atak bolszewicki, zawdzięczać można przede wszystkim Weygandowi i oficerom FMW, nie mówiąc o wyposażeniu byłej Armii Hallera. Później budowano w Polsce pewną mitologię, umniejszając zasługi francuskie, na co Francuzi wyrazili milczącą zgodę, wiedząc, jak ważna jest symbolika polskiego zwycięstwa dla budowy młodego państwa.

Gen. Weygand otoczony darami od warszawiaków w przeddzień powrotu do Francji, 24 sierpnia 1920 r. (źródło: „L’Illustration”, nr 4044)

Myślę, że długi okres cenzurowania tematu wojny polsko-bolszewickiej (od 1945 do 1989 r.) poskutkował wzmocnieniem potrzeby głoszenia w Polsce tezy o wyłącznie polskiej wygranej, z podobnych powodów, co w okresie międzywojennym. We Francji wydarzenia te zostały zapomniane na skutek bardzo silnej negatywnej propagandy francuskiej partii komunistycznej, w dekadach powojennych w ważnych sprawach wykonującej polecenia płynące z Moskwy. Kierowano się też wolą całkowitego odcięcia Francji od pokolenia wojskowych, których pamięć była przede wszystkim kojarzona z klęską 1940 r. i rządem Vichy. Tylko tym można tłumaczyć zaskakujący, kompletny brak studiów na temat wojny polsko-bolszewickiej we Francji. Miejmy nadzieję, że to się zmieni.

Na kartach książki w wielu miejscach znaleźć można informację, że model, w którym Józef Piłsudski sprawował jednocześnie najwyższą władzę wojskową i polityczną, był negatywnie oceniany przez francuskich obserwatorów. Podobnie do sprawy podchodzili Brytyjczycy. Z czego wynikało takie stanowisko?

Wystarczy pamiętać o historii Francji ze stu lat wstecz, zaczynając od Napoleona, Napoleona III czy generała Boulangera [2]. Rządy Republiki Francuskiej, przede wszystkim za premierostwa Georges’a Clemenceau [3], były bardzo wyczulone na kwestię podporządkowania wojska władzy cywilnej, tak samo zresztą jak polska opozycja. Należy również dodać, że francuscy wojskowi tej epoki (Foch, Weygand, Niessel) nie uważali Piłsudskiego za zawodowego wojskowego (którym rzeczywiście nie był), ale raczej za polityka w mundurze.

Tytuł ostatniego rozdziału brzmi "Sojusz polsko-francuski - przeciwko komu?" Chciałbym jednak odwrócić to pytanie. Czy można stwierdzić, że był to jednak sojusz na rzecz czegoś, a tym samym: czy Francję i Polskę łączyły wspólne cele lub wartości?

Wspólne wartości demokratyczne oraz przyjaźń między narodami łączyły Francję i Polskę bez wątpienia, jednak nie wolno zapominać, że wtedy zarówno Warszawa, jak i Paryż, żyły w świadomości, iż wróg został pokonany na określony czas, i że wojna może powrócić. Słabe lub osłabione państwa, jakimi były Polska i Francja, szukały bezpieczeństwa w przymierzach. Przez okres, który obejmuje nasza książka, czyli do 1924 r., oba kraje znalazły pewną równowagę we wspólnych planach strategicznych. Przygotowywano się na scenariusz skoordynowanego ataku Niemiec i Związku Sowieckiego na Polskę i Rumunię oraz poprzedzającego ataku Niemiec na Francję. Podejście do spraw zbiorowego bezpieczeństwa zaczęło się we Francji diametralnie zmieniać od 1924 r., gdy do władzy doszedł Kartel Lewicy, który dążył do normalizacji relacji ze Związkiem Sowieckim i budowania multilateralnego systemu bezpieczeństwa, obejmującego Niemcy. Pierwszym efektem tej polityki było podpisanie traktatów lokarneńskich w 1925 r., które dały Francji gwarancje nienaruszalności granicy z Niemcami, nie czyniąc tego samego wobec granicy niemiecko-polskiej. Dla Polaków, a szczególnie Piłsudskiego, stanowiło to znaczące załamanie w relacjach polsko-francuskich. Można powiedzieć, że od tego momentu sojusz z Polską stał się dla Francji niewygodny, a Paryż stracił wiarygodność jako partner. Bierność Francji wobec polityki faktów dokonanych Hitlera pod koniec lat trzydziestych tylko to uwypukliła. Z kolei polityka równowagi strategicznej między Niemcami Hitlera a ZSRR Stalina, prowadzona przez Piłsudskiego, a później Becka, była przyjmowana w Paryżu z mieszanymi uczuciami.

Dodam, że więzi przyjaźni między narodami są w sprawach politycznych może mniej istotne, ale trwalsze. Inaczej "braterstwo broni" nie powstałoby w 1917 r. Jest to w pewnym sensie główny przekaz naszej książki.

Dziękuję za rozmowę.

[1] Quai d’Orsay - siedziba francuskiego Ministerstwa Spraw Zagranicznych.

[2] Georges Boulanger - francuski generał, minister wojny w latach 1886-1887; jego zwolennicy w 1889 r. planowali zamach stanu, który miał na celu przejęcie przez niego władzy dyktatorskiej.

[3] Georges Clemenceau - premier w latach 1917-1920, a także 1906-1909.

Jan-Roman Potocki jest absolwentem Institut d’Etudes Politiques w Paryżu i Uniwersytetu w Cambridge, gdzie studiował stosunki międzynarodowe, uzyskując tytuł magistra. Po karierze w bankowości w Londynie i Kijowie, pracuje z powodzeniem w branży alkoholowej. Mieszka obecnie w Warszawie. Jego rodzinne korzenie oraz międzynarodowe doświadczenie motywują go do podkreślania relacji Polski ze światem w okresie międzywojennym. Współedytował i zorganizował wydanie pamiętników pierwszego ambasadora USA w Polsce, Hugh Gibsona, pt. "Amerykanin w Warszawie" (Znak, 2018, Nagroda Haleckiego w 2019 r.). Jest autorem i współkuratorem dwujęzycznej wystawy "Amerykanie w Polsce 1919-1947", eksponowanej w Domu Spotkań z Historią w Warszawie w 2019 r.

Pracę "Frères d’armes / Braterstwo broni" można nabyć w e-sklepie Muzeum Łazienki Królewskie.