Kuratorskie puzzle - część pierwsza. Rembrandt i Fragonard "na warsztacie"

Trudny czas, który obecnie przeżywamy, ma swoje dobre strony. Zamknięci w domach, oddajemy się lekturom i różnego rodzaju rozrywkom, krzyżówkom i układankom, na które na co dzień nie starcza nam czasu.

Pozbawiona większości potrzebnych mi naukowych książek, które stoją na półkach zamkniętego na cztery spusty służbowego pokoju w budynku Podchorążówki, pozwoliłam sobie na luksus, na który stale nie starczało mi czasu. Malarskie puzzle, czyli próbę odtworzenia malarskiego wystroju wnętrz na piętrze Pałacu na Wyspie. Dlaczego puzzle? Bo próba odtworzenia sposobu zawieszenia obrazów w Pałacu przypomina ich układanie.

Brakujące elementy układanki

W Łazienkach znajduje się dziś zaledwie około 140, z przeszło 300 obrazów, które wisiały tu za czasów Stanisława Augusta. Większa część królewskiej kolekcji została po jego śmierci rozprzedana. Nie możemy odtworzyć oryginalnego malarskiego wystroju Pałacu na Wyspie - nie powrócą tu przecież obrazy, które są dziś legalną własnością Ermitażu w Petersburgu, Rijksmuseum w Amsterdamie, Metropolitan Museum w Nowym Jorku czy Wallace Collection w Londynie. Możemy jednak spróbować zrobić to wirtualnie, teoretycznie. Po to, żeby dowiedzieć się, jak wyglądały ściany Pałacu za czasów króla, a może nawet, w przyszłości, wypożyczyć obrazy na wystawę i choć na jakiś czas zawiesić je w ich pierwotnych miejscach…

Skąd wiemy jak wyglądała kolekcja króla?

Katalogi i inwentarze kolekcji Stanisława Augusta informują nas, które obrazy wisiały w których wnętrzach Pałacu. Nie ma jednak rysunków ani opisów dokumentujących ich aranżację, układ na ścianach. Co więcej, wielu obrazów w ogóle nie znamy. Zaginęły często już w początkach XIX wieku. Wiemy o nich tylko tyle, ile mówią zapisy w katalogach królewskiej kolekcji (główny spisany został w 1795 roku), znamy wymiary deski lub płótna, tytuł i - niekiedy - nazwisko malarza, ale nie wiemy jak obraz "wyglądał". Czasem możemy się tego domyślać, wiedząc, jaki typ malarstwa uprawiał dany artysta, a nawet, jeśli opis w katalogu jest w miarę dokładny, podjąć próbę odnalezienia takiej samej kompozycji jego pędzla. Malarze nowożytni często powtarzali bowiem swoje szczególnie udane dzieła w kilku egzemplarzach, bo znajdowały one nabywców.

Kurator na tropie

"Przeczesujemy" więc internetowe bazy danych (zwłaszcza, gdy ciężkie i nieporęczne książki pozostały w naszym miejscu pracy), w pamięci mając taki np. opis zaginionego obrazu odnotowany w katalogu: "Nr. 169. Dietrich. Widok z wodą płynącą pomiędzy górami; kobieta siedząca bokiem na osiołku, za nią wiązka chrustu; druga prowadzi za rękę dziecko, a poniżej trzeciej, siedzącej, idący mężczyzna. Jest to znakomita kopia jednego z najpiękniejszych obrazów Berchema" (pierwowzór tego obrazu udało się odnaleźć), ale i taki: "Nr 639. Szkoły flamandzkiej. Pejzaż z figurami" (tego zidentyfikować nie sposób).

"Układanie" galerii

Następnie, ponieważ nie dysponujemy w domu zaawansowanymi graficznymi programami (do których użycia i tak potrzebna byłaby pomoc młodszych kolegów), obłożeni kserokopiami królewskich katalogów i inwentarzy przezornie zabranymi z pracy, zaczynamy układać puzzle. Sprawdzając wymiary obrazów w katalogu galerii, przeliczając je pracowicie z cali na centymetry, rysujemy prostokąty, owale i kwadraty, wycinamy i układamy je w różnych konfiguracjach wraz z wyciętymi w odpowiednich proporcjach fotografiami zachowanych obrazów. Wiemy na szczęście, jaki system ich komponowania na ścianach był modny w końcu XVIII wieku: obrazy wieszano gęsto, w kilku rzędach, w symetrycznych układach, parami, zwykle wokół dużego obrazu umieszczonego centralnie, większe wyżej, mniejsze niżej. Próbujemy więc wykonać naszą układankę w najbardziej prawdopodobny sposób. Pamiętając o oknach, kominkach i drzwiach przecinających ściany wnętrza, nad którym pracujemy…

Rembrandt na warsztacie - efekty

Ponieważ zapalony do swej pracy kurator malarstwa przekroczył już limit miejsca przeznaczony na ten tekst, na zdjęciu mała próbka układanki: rekonstrukcja ściany niewielkiego Antyszambru na piętrze, w którym wisiały dwa bezsprzecznie najsłynniejsze dziś (również na świecie) obrazy z królewskiej kolekcji: Jeździec polski Rembrandta (dziś we Frick collection w Nowym Jorku) i Pocałunek Fragonarda (dziś w Ermitażu). Prawie wszystkie z ośmiu wiszących tam w 1795 roku obrazów szczęśliwe się zachowały, układanka nie była więc trudna. Ich wymiary w dużej mierze determinują sposób rozmieszczenia. Przede mną dużo trudniejsza Mała Galeria…

Dorota Juszczak