O pszczołach, miodzie i zamiłowaniu do tradycji. Rozmowa z Januszem Marzewskim z Kurpiowskiego Bractwa Bartnego

Adam Chętnik, badacz kultury kurpiowskiej, pisząc o bartnictwie przywołał słowa piosenki: "Bogata jest Palestyna, / Lecz Puszcza bogatsza i basta! / Tam rzeką miód płynąć zaczyna, / A nam na drzewach wyrasta"[1]. Kurpiowskie Bractwo Bartne działa na rzecz przywracania pszczół do ich naturalnego środowiska – do leśnych barci.

Barć w miejscowości Dąbrowy będąca pod opieką jednego z członków Kurpiowskiego Bractwa Bartnego (fot. J. Marzewski)

Jolanta Żubrowska: Jak przebiegało zakładanie Kurpiowskiego Bractwa Bartnego? Od czego się zaczęło? Ilu bartników jest obecnie w Bractwie?

Janusz Marzewski: W tej chwili Bractwo liczy 18 członków. Są to osoby wywodzące się ze starych rodzin pszczelarsko-bartniczych, które od pokoleń funkcjonowały tu na Kurpiach i przekazywały sobie tę tradycję z dziada pradziada, z ojca na syna. W tej chwili większość z nich ma własne pasieki, ale też kłody i barcie. Spośród tych rodzin wyłoniliśmy grono założycieli i postanowiliśmy odtworzyć bractwo bartne na wzór dawnych bractw. Najstarszy z członków ma ponad 80 lat, najmłodszy około trzydziestki. Są też dwie kobiety.

Funkcja starosty bartnego, którą pełnisz w Bractwie, również ma korzenie historyczne.

Wzorujemy się na bractwach XVII-XVIII wiecznych, nawiązujemy do reliktów prawa bartnego zawartego w księgach bartnych. Również nasz statut jest wzorowany na dawnych tego rodzaju dokumentach, gdzie pojawia się właśnie funkcja starosty bartnego.

W ubiegłym roku Polska wspólnie z Białorusią złożyła wniosek o wpisanie bartnictwa na Reprezentatywną Listę Niematerialnego Dziedzictwa Kulturowego Ludzkości UNESCO. Byłaby to druga – po szopkarstwie krakowskim – polska pozycja na tej liście. Wiem, że członkowie Bractwa – jako depozytariusze – również mieli swój udział w tym procesie.

Nasz udział w pracach nad wnioskiem o wpis trwa już 2 lata. Dużo się w tym czasie wydarzyło, były wizytacje przedstawicieli Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego na Kurpiach, podczas różnych imprez okolicznościowych. W złożonym wniosku znalazło się określenie „kultura bartnicza” (po angielsku „tree beekeeping culture”). Użycie tego określenia jest efektem podpowiedzi Kurpiowskiego Bractwa Bartnego. Wcześniej inna opcja była brana pod uwagę, a pojęcie „kultura bartnicza” obejmuje szerszy zakres zjawisk niż samo „bartnictwo”.

Współczesne leziwa wykonane przez bartników z Kurpiowskiego Bractwa Bartnego (fot. J. Żubrowska)

Co jest bartnikowi niezbędne do pracy?

To bardzo złożona kwestia. Ale takim podstawowym przyrządem, służącym do wspinania się na drzewa, jest leziwo, czyli deseczka na bardzo długiej linie, splecionej w specjalny sposób. Samo wypracowanie tego, jak ono ma być wykonane i splecione, jest dorobkiem kilkuletniej pracy Bractwa. Posiłkowaliśmy się starymi zdjęciami, jak choćby fotografiami leziwa pozyskanego przez Adama Chętnika do Muzeum Kurpiowskiego w Nowogrodzie.

Leziwo znajdujące się przed 1939 r. w Muzeum Kurpiowskim w Nowogrodzie Łomżyńskim (fot. S. Blank-Weissberg)

Czym różni się miód bartny od miodów pozyskiwanych ze zwykłego ula?

Miód z barci jest przede wszystkim bogatszy w różnorodne pyłki. Latem kwitną u nas m. in. wiesiołek, rozchodnik, pięciornik gęsi, trybula leśna, glistnik jaskółcze ziele, różne rodzaje koniczyny czy przetacznika. Miód powstaje z tego, co kwitnie w lesie, mniej więcej w promieniu 3 kilometrów wokół drzewa.

Z własnego doświadczenia mogę dodać, że zapach i smak miodu z barci jest niepowtarzalny (i naprawdę warto go spróbować). Ale istotne różnice tkwią też w funkcjonowaniu samej barci, prawda?

Zacznijmy od tego, że pojedyncza pszczoła w przyrodzie właściwie nie ma prawa istnieć. A rodzina pszczela to niezwykle skomplikowany organizm. Bartnik, w odróżnieniu od pszczelarza, nie ingeruje w cykl życia pszczelich rodzin – w tym w naturalne rozmnażanie się pszczół, czyli rojenie. Mówiąc najprościej, rodzina pszczela funkcjonuje w barci dokładnie tak, jak przed wiekami. To podstawowa różnica między bartnictwem a nowoczesnym pszczelarstwem. Oczywiście od dawna nie ma już w lasach kilkusetletnich sosen z dziuplami, w których naturalnie osiedlały się pszczoły. Z powodu braku takich drzew właśnie zaczęto robić barcie. W barci nie ma ramek, pszczoły tworzą plastry miodu swobodnie, tak, jak chcą. Wycina się cały plaster, a następnie wygniata się z niego miód.

Bartnik kurpiowski; rycina z czasopisma "Zorza", R. 19, nr 2 (10 stycznia 1884)

Jak długo na Kurpiach funkcjonowało tradycyjne, dawne bartnictwo?

Według mojej wiedzy można mówić nawet o końcu XIX wieku. Wyznacznikiem jest system pracy przy barciach, pracy ludzi żyjących z tego zawodu, którzy potrafili barcie wykonywać, obsługiwać i z tego tytułu płacili podatki (w różnej formie i stawkach). Taki system funkcjonował do około 1887 roku.

Co się wtedy wydarzyło?

To data utworzenia nadleśnictwa Myszyniec przez władze carskie. Reforma całkowicie zmieniła dawny system podziału lasów. Gdy powstały państwowe nadleśnictwa, wprowadzono zakaz wstępu do lasów bez zgody władz. Jako Kurpiowskie Bractwo Bartne podkreślamy, że na naszym terenie te tradycje były żywe wyjątkowo długo w porównaniu do innych rejonów Polski.

Łazienki Królewskie to dawna rezydencja króla Stanisława Augusta. Zapytam więc, nawiązując do historii miejsca, co oprócz miodu bartnicy dostarczali na królewski dwór?

Niezwykle ważnym i cennym produktem był wosk pszczeli. W czasach I Rzeczypospolitej olbrzymie ilości ton wosku, w tzw. kamieniach, eksportowano z Polski przez Gdańsk do zachodniej Europy – do kościołów, katedr. Wyobraźmy sobie wieczorny bal w Zamku Królewskim czy w Łazienkach, w XVIII wieku. Sala musiała być oświetlona świecami. Najbardziej pożądane, a zarazem najdroższe były świece z wosku. Tańszą opcją były świece łojowe, ale one wydzielały strasznie nieprzyjemny zapach. Dlatego wydanie takiego balu wiązało się ze sporym kosztem oświetlenia.

Ale w otoczeniu króla były osoby, które zapewniały dostęp do zasobów pozyskiwanych z puszczy.

Antoni Małachowski, szambelan Stanisława Augusta, był starostą ostrołęckim i miał bezpośredni dostęp do tutejszego zagłębia miodu i wosku. Małachowski pośredniczył też w dalszym sprzedawaniu wosku. Ciekawostką jest, że Antoni Małachowski ufundował drewniany kościół w Kadzidle. Podczas jego poświęcenia w 1783 r. obecny był sam prymas Michał Jerzy Poniatowski. A później drewno z tej świątyni posłużyło do budowy kościoła w Dąbrówce, słynnej z objawień i cudów przy starej barci.

W całej Polsce znane jest organizowane od lat 70. ubiegłego wieku Miodobranie Kurpiowskie. Tegoroczna edycja, w związku z epidemią, została odwołana. Jakie są inne okazje do poznawania kultury bartniczej? Kiedy warto przyjechać w tym celu na Kurpie?

Miodobranie jest okazją do obejrzenia pewnych elementów tej tradycji, opowieści w teatralnej formie, w sztukach granych przez zespoły kurpiowskie. Aby poznać elementy żywej, prawdziwej kultury warto przyjechać choćby na Przemienienie Pańskie do Brodowych Łąk (6 sierpnia), kiedy organizujemy warsztaty lepienia woskowych figur wotywnych. Ale żeby zobaczyć właściwe podbieranie miodu trzeba się po prostu umówić z bartnikiem. Żadna impreza nie oddaje w pełni tego procesu.

Woskowa figura wotywna z kościoła w Brodowych Łąkach. Wyobrażenia zwierząt gospodarskich przynoszono do kościoła wierząc, że zapewni to ich zdrowie (fot. J. Żubrowska)

Jakie są Wasze – Bractwa – plany na przyszłość?

Myślę, że nie ma jednego planu. Na pewno chcemy, aby nasze działania stały bardziej widoczne w Polsce. Chcielibyśmy wyeksponować naszą, miejscową, kurpiowską kulturę bartniczą.

Dziękuję za rozmowę.

Janusz Marzewski podczas dziania barci w Karasce (fot. B. Sakowski, Nadleśnictwo Myszyniec)

Janusz Marzewski – bartnik, popularyzator kultury bartniczej, starosta Kurpiowskiego Bractwa Bartnego oraz prezes Stowarzyszenia Strzelców Kurpiowskich.

---

[1] A. Chętnik, Kurpie, Kraków 1924, s. 28.