„…Tam są jelenie zwierzęta,
Saga rodzinna z Łazienkami w tle
Łazienki Królewskie to miejsce szczególne. Dla całych pokoleń warszawiaków to coś znacznie więcej niż tylko piękne ogrody i zabytkowe budowle. Do Łazienek się przychodzi, o Łazienkach się myśli, za Łazienkami się tęskni.
W ramach projektu Fotowspomnienia, czyli Wasze Łazienki Królewskie swoimi zdjęciami i wspomnieniami podzieliła się z nami pani Ewa Gauld. Zapraszamy do zapoznania się z opowieścią o losach kilku pokoleń, pokazującą, jak Łazienki Królewskie potrafią pięknie, choć czasem tragicznie splatać się z historią rodzinną.
Jest lato roku 1906. Młoda, elegancka mężatka, Janina Makarewicz z domu Urbanowicz, wraz z mężem Romualdem i z córeczkami Romcią i Manią, spędzają letnie miesiące w kraju przodków. Janina urodziła się w 1878 roku w Tyflisie (obecnie Tbilisi) w rodzinie polskiego Powstańca Styczniowego, Stanisława Urbanowicza. Rodzice wychowywali Jasię i jej trzy siostry w duchu patriotycznym. Pomimo przymusowego osiedlenia w carskiej Rosji, rodzina Urbanowiczów utrzymuje stały kontakt z rodziną w Warszawie. Mama Albina zabierała dziewczynki co kilka lat w długą i uciążliwą podróż do miasta swej młodości. Janina podtrzymuje tę tradycję. Kiedy jej córeczki kończą trzy i sześć latek, Makarewicze pakują walizki i ruszają pociągiem w drogę. Po przyjeździe zatrzymują się u rodziny na warszawskiej Pradze (w stojącej do dziś kamienicy przy ul. Środkowej 22) i w Pustelniku. Romuald, który wszędzie zabiera ze sobą swój ukochany aparat, zapamiętale fotografuje sielankowe pikniki rodzinne i wycieczki po okolicy. Pewnego słonecznego lipcowego dnia Makarewicze wraz z kuzynem wyruszają do Łazienek Królewskich. Wędrują cienistymi alejkami, są zachwyceni Pałacem na Wodzie. Ale to na widok Amfiteatru Romuald wpada w prawdziwy zachwyt. Długo ustawia do zdjęcia swą śliczną żonę i dzieci ubrane na biało. Pstryk i jest pamiątka na całe życie...ba na całe stulecia! Malutka, trzyletnia Maria (Mania), schowana za matczyną suknią, nawet się nie domyśla, że za niecałe trzydzieści lat zamieszka tuż przy Łazienkach Królewskich, na Czerniakowskiej, i że będzie prawie codziennie przychodzić tutaj ze swoimi pociechami.
Po burzliwych latach w Tyflisie, Irkucku i na Zabajkalu, po stracie starszej córki Romci, Makarewicze z siedemnastoletnią Marią (Manią) przybywają wreszcie via Konstantynopol do ukochanej wolnej Polski w roku 1920 i osiedlają się pod Warszawą. Maria wychodzi za mąż w 1924 roku za Wacława Wilczyńskiego, pracownika Stacji Pomp Rzecznych. Po kilku latach Wacław otrzymuje piękne mieszkanie na ul. Czerniakowskiej 126a, w świeżo wybudowanym budynku dla pracowników tejże Stacji. Młoda rodzina z kilkuletnimi pociechami, Jolą i Bohdanem, prędko odkrywa uroki pobliskich Łazienek.
Każda pora roku w parku jest piękna. Oszronione drzewa wyglądają bardzo malowniczo i tajemniczo, śnieg skrzy się w słońcu, a malutcy Jola i Bohdan w kożuszkach są tacy słodcy! Pstryk, pstryk...jest rok 1932.
W gorące dni lata zacienione alejki Łazienek są oaza Marii i dzieci,
trzeba tylko tam dojść rozgrzaną ulica Szwoleżerów. Jola z koleżanką mają parasolki, pchają wózek z lalkami, chichoczą, więc Bohdan trzyma się od nich z daleka.
W niedziele po mszy całą rodzinę Wilczyńskich można spotkać na spacerze w Łazienkach. Wszyscy są odświętnie ubrani. Wacław, raczej na pewno jest już po kilku głębszych. Widać to po jego kapeluszu na bakier. Pstryk, pstryk, pstryk... jest rok 1935.
Jak Komunia, to tylko w Łazienkach! Jola i Bohdan przystępują do Sakramentu tego samego dnia choć dzieli ich dwa lata.
Dziadek Romuald oczywiście przytargał swój stary aparat fotograficzny z trójnogiem. Torbę skórzaną postawił przy ławce, na której usadowili się wszyscy do zdjęcia. Babcia Janina ubrała się odświętnie. Z nostalgią wspomina pamiętny dzień trzydzieści lat temu, gdy karmiła tu w teatrze na wodzie z córeczkami łabędzie.
Maria dumnie pozuje z dziećmi.
Bohdan zachowuje powagę, ale w duszy promienieje. Wreszcie koniec z krótkimi spodenkami, precz z rajtuzami. Witajcie pumpy! Jola uśmiecha się grzecznie do obiektywu, ale najchętniej wtuliłaby twarz w babciną suknię i wypłakała żale. Po pierwsze, ta komunijna sukienka jest ohydna! Po drugie, nic nie wyszło z zaplanowanego uroczystego śniadania rodzinnego. Ojca Wacka ani widu, ani słychu. Pewnie znowu gdzieś zabalował z kolegami i zapomniał o nich. Pstryk...jest rok 1936
Wacek był starszy od Marii o 19 lat. Jakoś tak zaraz niedługo po wojnie przeszedł na emeryturę. I upamiętnił ten dzień, gdzie? Oczywiście w Łazienkach! Pstryk...rok? hmm 1948-50?
Niemalże od urodzenia bywałam w Łazienkach, głównie z dziadkiem Wackiem, który po zawałach szalone lata miał już za sobą. Nadal mieszkał na Czerniakowskiej, tuż przy parku. Razem chodziliśmy na spacery, karmiliśmy kaczki, łabędzie i wiewiórki. Pawi wtedy nie było.
Ale z mamą Jolantą rzadko bywałam w tym parku. Nie rozumiałam, dlaczego nie lubi Łazienek, dlaczego nie chce się przejść nastrojową Agrykolą, stanąć pod królem Janem na koniu. Mama dała się namówić w końcu na sesję zdjęciową w ukochanym parku z okazji moich zbliżających się urodzin.
Tato Zdzisław, podobnie jak przed laty pradziadek Romuald z prababcią Janiną, długo ustawiał nas pod królem Sobieskim. Potem weszliśmy do parku i trzeba było namówić wiewiórkę, żeby pozowała ze mną do zdjęć. Z tym nie było kłopotu. Pstryk, pstryk, pstryk... jest kwiecień 1962 roku.
Minęło sporo lat. Oprócz mnie nikogo z osób widocznych na tych rodzinnych zdjęciach, już nie ma wśród nas. Prababcia Janina i pradziadek Romuald spoczęli w rodzinnymi grobie w Magdalence. Razem z nimi śpią moi Rodzice, Jolanta i Zdzisław Wenclowie którym zrobiłam ostatnie zdjęcie w Łazienkach w roku 1998, w czasie jednej z moich wizyt w kraju przodków.
Babci Marii (Mani) nie dane mi było poznać. Maria Wilczyńska, "Mirska", była łączniczką w zgrupowaniu "Kryska" i w czasie w Powstania. Walczyła na Czerniakowie. W dniu 23 września 1944 roku została rozstrzelana. Miała 41 lat.
Jej syn, Bohdan Wilczyński, brat Joli, szedł z ojcem i siostrą 18 sierpnia 1944 roku w kolumnie wypędzonych współmieszkańców domu przy Czerniakowskiej 126a. Niemcy prowadzili ich Łazienkowską, a następnie Agrykolą pod górę, do Alej Ujazdowskich. Tutaj ich rozdzielono. Bohdana razem z grupą młodych mężczyzn odprowadzono w Aleję Szucha. Ani Jola, ani Wacław nigdy już Bohdana nie zobaczyli. Miał 18 lat.
Dopiero po wielu latach, kiedy sama dotarłam do zeznań osób, które cudem przeżyły masowe egzekucje w budynku dawnego GISZ, kiedy uświadomiłam sobie co moja mama widziała za każdym razem, kiedy szła Agrykolą, zrozumiałam, dlaczego "nie lubiła" króla Jana i dlaczego niechętnie chodziła do Łazienek....
Jest wrzesień roku 2006. Pokazuję Warszawę, moje ukochane miasto, swojemu kanadyjskiemu mężowi. To jego pierwsza wizyta na europejskim kontynencie. Pięknego ciepłego jesiennego dnia jedziemy do Łazienek. Spędzamy tu cały dzień, robimy mnóstwo zdjęć. Kierujemy kroki w kierunku Amfiteatru… Pstryk... prawie równo 100 lat od pamiętnego dnia, w którym pradziadek Romuald utrwalił moment karmienia łabędzi przez prababcię Janinę, ja zupełnie nieświadomie pozuję swojemu mężowi w tym samym niemal miejscu... Koło się zamyka, historia się powtarza, Łazienki trwają...
Historię swojej rodziny spisała pani Ewa Gauld (dokonano niezbędnej korekty w zakresie interpunkcji, wielkie litery zachowane zgodnie z zapisem oryginalnym)